Po co żyć, skoro i tak umrzemy? Po co marzyć skoro i tak to się nie spełni? Po co się przywiązywać, jeśli druga osoba prędzej czy później kopnie nas w tyłek? Nie wiem dlaczego moje podejście jest takie, a nie inne. Może ze mną jest coś nie tak? Nie wiem i szczerze mnie to nie obchodzi.
Zaczyna się sezon reprezentacyjny, coraz więcej treningów aby dobrze wykonać układ. Jest coraz cieplej, ale ja i tak nie założę koszulki na ramiączkach. Nie zniosłabym spojrzeń ludzi. Dla nich cięcie się oznacza chorobę, psychiczną chorobę, a dla mnie to odpłyniecie od rzeczywistości, ulga. Dziś idę na halę, siatkarzyny mają trening. Mamy zorientować się kiedy wchodzimy i kiedy schodzimy z parkietu. Na hali Siedziałam tak jakby nie obecna, nawet nie zauważyłam kiedy zaczęło się coś dziać. Widzę boisko, słyszę krzyki, widzę piłkę i ciemność. Nie wiem ile byłam nie przytomna, ale obudził mnie zimny prysznic, bowiem ktoś wylał mi wodę na głowę.
-Pojebało Was do reszty?
-Nic Ci nie jest?
I wtem ujrzalam niebieskie, przerażone teczowki.
-Trochę mnie boli glowa. Nie, co ja mówię. Bardzo boli.
-Lekarza! Lekarza! - krzyknął panicznie.
-Nie, nie trzeba. Dam radę.- choć wcale nie byłam tego taka pewna. Ale to może być idealny pretekst, abym mogła stąd wyjść. Niepewnie podniosłam się z parkietu i podeszłam do trenera, czy jak mu tam.
-Trenerze mogę iść? Do domu.
-Boli?
-Boli.
-To idź, tylko niech ktoś Cię odprowadzi.
Chętnych nie było, prócz jednego. Wzrostem niski, uśmiechem wielki.
-Ja mogę pójść. Ode mnie oberwala to tym bardziej powinienem.
-Nie zgadzam się, dam sobie radę, do widzenia.
Było tak jak myślałam, nikt się nie narzucał i z hali wyszłam samotnie. Przyszłam do domu, głowa bolała mnie niemiłosiernie, ale wytrzymam. Nie poddam się. Ja się nie poddaje. Poszłam wziąć gorącą kąpiel, musiałam przemyśleć dzisiejszy dzień. Leżąc w wannie, myślałam o tym siatkarzyku, który chciał mnie odprowadzić. Nie wiem dokładnie jak on się nazywa, nigdy głębiej w to nie wnikałam, bo jakoś mnie nie interesowali. Wyszłam z wanny i chciałam się położyć, ale zadzwonił mój telefon. Trener. Musiałam odebrać.
-Słucham? -powiedziałam beznamiętnie.
-Dobry wieczór. Przepraszam, że dzwonię, ale chciałem zapytać jak się czujesz?
-Tak jakoś dziwnie, ale o wiele lepiej, niż wcześniej. Dziękuję za troskę.
-Nie ma sprawy. Michał miał straszne wyrzuty sumienia. Chciał wyciągnąć ode mnie Twój adres.
-Oczywiście nie dał mu Pan?
-Nie, o co był bardzo zły. Ale chciał Cię jakoś przeprosić. Jak dojdziesz do siebie przyjdź na trening.
-Zastanowię się. Przepraszam muszę już kończyć. Do widzenia.
-Cześć Emilko. Trzymaj się.
Nacisnęłam czerwoną słuchawkę i położyłam się. Michał- ładne imię, jak właściciel. Tak wg dlaczego o nim myślę? Nie ważne. Jest 17, ale pójdę spać. Może faktycznie wybiorę się na ten trening, tylko muszę dowiedzieć, kiedy jest najbliższy. Ale to jutro. Wszystko jutro. Ostatkiem sił zgasiłam światło i zasnęłam...
***
Cześć Wam. Dodajemy pierwszy rozdział i dziękujemy o komentarze pod prologiem. czytasz= zostaw po sobie komentarz, to bardzo motywuje. Rozdział drugi postaramy się dodać jak najszybciej.
P&P